sobota, 14 lipca 2012


Rozdział 10



                Z Niallem rozmawiałam coraz rzadziej. Po prostu nie miałam czasu, cały czas tylko praca, jak już znajdowałam chwilę to Niall był w studiu.  Dostawałam coraz więcej hejtów, płakałam po nocach, nie mogłam wytrzymać gadki jego fanek : „Jak możesz tak wykorzystywać Niallera, znalazłaś lepszą pracę przez niego i już się z nim nie widujesz, odwal się od niego”. Takie tweety to po prostu codzienność. Pod domem stały jakieś psycho-fanki, krzyczały „Zostaw Nialla”. Nie  mogłam wyjść nawet do sklepu, bałam się, że coś mi zrobią. Ostatni raz widziałam się z Niallem, kiedy do niego zadzwoniłam i kazałam mu cos zrobić z jego fankami. One jeszcze bardziej się zdenerwowały i mówiły, że buntuję Nialla przeciwko im.
                - Perrie, ja nie wytrzymam, muszę zobaczyć się z Niallem, muszę mu powiedzieć, że będę go kochała cały czas. – powiedziałam cała zapłakana.
- Marggie nie możesz, on musi tam siedzieć, chcesz żeby coś mu się stało? – powiedziała Perrie.
                Kolejny szary dzień. Siedziałam na kanapie, jadłam lody cała zapłakana, myślałam tylko o nim. Największą presję wywoływały na mnie fanki. Nie mogłam powiedzieć gdzie jest Niall. Ja sama nie chciałam w to uwierzyć, wmawiałam sobie, że mam dla niego coraz mniej czasu, ale nie to, nie, nie chciałam tak myśleć. Usłyszałam trzask okna. Widziałam, że się otwarło, widziałam te wszystkie zadowolone z siebie fanki. Nie wytrzymałam. Wyszłam z domu, wsiadłam do auta, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, nie powiedziałam nawet głupiego Cześć , nie byłam w stanie. Jechałam coraz szybciej. Wreszcie dojechałam do tego ponurego miejsca. Wiedziałam, że nie wpuszczą mnie. Musiałam jakoś się dostać. Poszłam na tyły. Ściągnęłam buty i powoli przechodziłam przez kraty. Szybko pobiegłam do budynku, na szczęście nikt mnie nie zauważył. Szukałam celi numer 234. Szłam i szłam, byłam zaskoczona, że jeszcze nikt mnie nie zauważył. Wreszcie ujrzałam numer 234. Szybko popchnęłam drzwi. Zobaczyłam płaczącego na łóżku, trzymającego moje zdjęcie Nialla.
- NIALL!- zaczęłam płakać, szybko podbiegłam i przytuliłam się do niego. – Proszę cię chodź stąd.!
- Margaret, boże jak ja tęskniłem, już próbowałem wyjść, za każdym razem nie złapali. – powiedziałam ocierając łzy spływające po moim policzku.
- Pójdziesz ze mną, będziesz cały czas u mnie siedział w domu, wtedy na pewno nic ci się nie stanie. Siedzenie tutaj nie ma sensu. – lekko pocałowałam go.
- Nie chcę cię zostawić, nie chcę żebyś przez życie szła sama, uwierz robię to dla ciebie. Nie chcę żeby  mafia mnie zaatakowała. Nie chcę żeby tobie się coś stało- spłynęła mu łza, którą otarłam kciukiem.
- Nic ci się nie stanie, będziemy razem na zawsze. Nie wytrzymuję bez ciebie, to już miesiąc.
- Dobra Margaret idziemy. – wziął mnie na ręce, otworzył cele i pobiegł.
                Byłam tak szczęśliwa, że w końcu będę mogła przy nim zasypiać i budzić się. Widzieć codziennie jego uśmiech. Widzieć jak z dnia na dzień promienieje. Bałam się, że mafia go złapie, bałam się, ale wiedziałam, że on dłużej by tam nie wytrzymał. Wiedziałam, że to ryzyko, ale my kochamy ryzyko.
                                Wsiedliśmy do auta.
- Niall, nie przestrasz się tego tłumu fanek. – powiedziałam .
- Nie bój się, jestem przyzwyczajony.- lekko  uśmiechnął się.
                 Wszystkie fanki rzuciły się na Horana i na mnie. Szybko weszliśmy do domu. Chcieliśmy nacieszyć się sobą.
                Wzięłam urlop. Muszę zająć się Niallem, jest nadal cały roztrzęsiony.  Żal mi go, ale zaczynając karierę, musiał liczyć się z tym, że takie rzeczy będą się dziać dosyć często.
                Paul zajął się natrętnymi fankami, które cały czas stały pod moim domem. Cały czas wolny spędzaliśmy razem. Nialler powoli dochodził do siebie. Kazał mi iść do pracy, mówił, że sobie poradzi. Ten jeden głupi dzień, zaufałam mu, bałam się, że stracę pracę. Przyszłam do domu, zobaczyłam tylko parę tabletek leżących na ziemi. Upuściłam zakupy i pobiegłam szukać Horana. Zobaczyłam go w łazience. Był nieprzytomny, obok niego leżało puste pudełko po tabletkach. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Byłam cała zapłakana, to była moja wina, byłam taka głupia i zaufałam mu. Po 5 minutach karetka była na miejscu.  Pojechałam z nimi. Widziałam jak reanimują Nialla. Nie umiałam zrozumieć czemu to zrobił? Chciał zostawić mnie samą?
                Siedziałam przy nim już pół dnia, nadal nie budził się. Powoli zasypiałam, po chwili poczułam dotyk czyjejś ręki. Otwarłam oczy i zobaczyłam, że Niall odzyskał przytomność.
-Niall, żyjesz, dziękuję ci boże, co ty chciałeś zrobić!? Chciałeś zostawić mnie samą!?- zapytałam cały czas trzymając jego rękę.
- Margaret, myślałem, że jak sam się zabiję to dadzą spokój tobie. Żałuję, kocham cię.- w jego głosie było słychać straszne osłabienie.
Do Sali wszedł lekarz. Stwierdził, że jak Horan będzie się dobrze czuł, będzie mógł wyjść już jutro. Niall szybko przytaknął głową, kazał mi iść do domu, odpocząć. Posłuchałam go, wiedziałam, że chwila spokoju, przyda mi się.
                Ledwo co przyszłam do domu, do drzwi zadzwoniła Edwards.
- Przyszłam towarzyszyć ci w tym dniu. Przyjdzie zaraz Melanie. Pooglądamy filmy, porozmawiamy.- powiedziała kładąc torebkę na stół.
-Ok, przyjdzie ktoś jeszcze z nią? – wyciągnęłam z lodówki mrożone kawy.
- Chyba Zayn. – powiedziała.
- A tak w ogóle jak z Liamem?- zapytałam dając jej kawę.
- Nie za dobrze, pokłóciłam się z nim, nie wiem czy to moja zazdrość tak działa, ale widziałam go z jakąś blondynką. Nie odzywamy się do siebie od dłuższego czasu. – rozpłakała się.
- Łap chusteczki. Skarbie, nie przejmuj się, może Liam nie jest ciebie wart? Uwierz mi porozmawiam z nim, on mi wszystko wytłumaczy. – usiadłyśmy na kanapę.
Do domu weszła Melanie, a zaraz za nią Zayn. Chłopak szybko podbiegł do Perrie i zaczął się wypytywać o co chodzi. Widziałam złą minę Melanie, próbowała to jakoś ukryć, lecz nie wychodziło jej to. Melanie była moją przyjaciółką i życzę jej z całego serca wspaniałego chłopaka, ale nie Zayna, nie dawno myślałam nad ich związkiem,  kompletnie nie pasują do siebie. Melanie była typem człowieka, który lubił planować, a Zayn kompletnie spontaniczny.
_______________________________________________
Nie wyszło ; ( Napiszcie w komentarzu czy w tej opowieści lubicie Perrie i czy wzbudza w was jakąś sympatię, albo raczej nienawiść . ; ))

6 komentarzy:

  1. jezu, mam łzy w oczach. *.*
    możesz się domyślić, kto ten komentarz pisze, haha :D Perrie jest ok, nie mam nic do niej ani tu, ani w "normalnym" życiu :3
    T.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twój blog Awwww.... ♥ specjalnie dla niego wypkupiłam większy pakiet internetowy xD Maadziaaxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero poznałam twój blog ale bardzo mi się spodobał ;)
    Niall ♥
    Perrie wydaje się tutaj całkiem sympatyczna nic do niej nie mam ;D
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. ŻAL JAK NIE WYSZLO JAK WYSZLO, BARDZO FAJNY BLOF DOBRZE PISZESZ, WIESZ? : )))

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie! Jak nie wyszło jak wyszło ? :P A Perrie, ja ją ogólnie kocham, więc tu też :)

    Zapraszam na: http://boundary-forest-mystery.blogspot.com/
    Wiem, że dopiero pierwszy, nie długi rozdział, ale byłabym wdzięczna gdybyś przeczytała i pozostawiła coś po sobie :) Przecież wiesz ile znaczy komentarz.
    Przepraszam za spam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świeetne! Lubię Perrie i nic do niej nie mam ! Zapraszam do sb www.hopeinlove.blog.pl

    OdpowiedzUsuń